Przekaż
Datek
KRS 0000097123

Kiedy pozwolić pacjentowi umrzeć

Ikonka dla Kiedy pozwolić pacjentowi umrzeć

Kiedy pozwolić pacjentowi umrzeć? Lekarze chcą zmian w prawie.

TVN24, 8 listopada 2012 r.
http://www.tvn24.pl/kiedy-pozwolic-pacjentowi-umrzec-lekarze-chca-zmian-w-prawie,287582,s.html


Sprostowanie
Re: artykuł Macieja Kucharczyka „Kiedy pozwolić pacjentowi umrzeć? Lekarze chcą zmian w prawie" tvn24.pl, 8 listopada 2012 r.

W dniu 6 listopada 2012 r. redaktor Maciej Kucharczyk z portalu tvn24.pl przeprowadził razem ze mną oraz mecenasem Andrzejem Kurkiewiczem wywiad poświęcony projektowi ustawy o zmianie ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta oraz niektórych innych ustaw, w przygotowaniu którego braliśmy udział. Cały artykuł został nam następnie przesłany do autoryzacji.

Niestety w dniu 8 listopada 2012 r. na stronie tvn24.pl pod tytułem „Kiedy pozwolić pacjentowi umrzeć? Lekarze chcą zmian w prawie" ukazał się w dużej części odmienny tekst, niż ten, który autoryzowaliśmy. W związku z tym pojawiły się w nim pewne nieścisłości i przeinaczenia dotyczące zarówno obowiązującego stanu prawnego, jak i treści projektu, które chciałabym sprostować:

W tekście artykułu znajduje się następujący fragment, który w założeniu autora ma opisywać obecne przepisy: „Lekarz powinien leczyć nawet nieuleczalnie chorego za wszelką cenę, zadając mu wielkie cierpienia. Może przy tym, zgodnie z prawem, niemal całkowicie ignorować wolę pacjenta oraz rodziny. Jeśli odstąpi od leczenia, może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej i odpowiadać za śmierć przez zaniechanie. Chory czy jego bliscy nie mają praktycznie nic do powiedzenia. Medycy mogą, ale nie muszą, pozostawić im ostateczną decyzję ws. dalszego podtrzymywania życia. Oprócz tego mogą, ale nie muszą, uszanować wolę dorosłego pacjenta, jeśli wyraził ją przed zachorowaniem."

Opis ten jest całkowicie błędny. Przede wszystkim wyraźnie należy powiedzieć, że nigdzie w polskich przepisach nie znajduje się obowiązek leczenia osób nieuleczalnie chorych, jeśli podejmowane przez niego leczenie nie służy dobru pacjenta – przynajmniej nie polepsza jego stanu zdrowia, a jedynie stanowi przedłużanie jego agonii. Ustawa o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta jednoznacznie mówi, że pacjent ma prawo do godnego umierania.

Owszem lekarz może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej za zaniechanie terapii ratującej życie pacjenta, ale wyłącznie w sytuacji, gdyby taka terapia – o ile zostałaby podjęta – zapobiegłaby śmierci pacjenta i byłaby zgodne ze standardami medycznymi przy leczeniu występującego u danego pacjenta schorzenia. W przypadku pacjentów umierających nie istnieje związek przyczynowy pomiędzy zaniechaniem leczenia – chory nie umiera, dlatego że się go nie leczy, ale dlatego że jest chory – umarłby nawet wobec wdrożenia każdego dostępnego rodzaju leczenia, tylko proces jego umierania powodowałby jego dużo większe cierpienia – dlatego właśnie stosowanie takiego leczenia wobec pacjentów umierających nazywa się uporczywą terapią – a więc terapią niesłużącą dobru pacjenta. Zaniechanie uporczywej terapii nie stanowi naruszenia żadnych reguł ostrożności wynikających ze standardów medycznych, czy jak się to popularnie mówi – nie narusza „sztuki lekarskiej". Wręcz przeciwnie – uważamy – także w świetle obowiązujących przepisów - że stosowanie uporczywej terapii jest „błędem w sztuce". Obawy lekarzy wynikają nie z istniejącego zakazu, ale z niejasności sformułowań prawnych, które niestety prowadzą obecnie do często bardzo odmiennych interpretacji także w środowisku samych prawników, co w sposób zrozumiały budzi obawę zarówno wśród lekarzy, jak i pacjentów.

Wracając do powyższego cytatu z artykułu redaktora Kucharczyka, jeszcze większym błędem jest stwierdzenie, że lekarze według dzisiejszego prawa mogą ignorować wolę pacjenta. Przeciwnie, wola pacjenta jest dla lekarza w pełni wiążąca, o ile jest on dorosły, nieubezwłasnowolniony i świadomy w momencie jej podejmowania. Wobec takiego pacjenta, który sprzeciwia się proponowanemu leczeniu, nie wolno tego leczenia zastosować, a wręcz grozi to odpowiedzialnością karną. W tym zakresie prawdą są słowa redaktora, że rodzina nie ma nic do powiedzenia – lekarz ma obowiązek rozmawiać wyłącznie z pacjentem i tylko jego wolę szanować. Rodzinie może przekazać informacje, tylko o ile pacjent się na to zgodzi.

Wątpliwości, które obecnie natomiast istnieją, dotyczą pacjentów dorosłych, nieubezwłasnowolnionych, którzy jednak – ze względu na rozwój choroby – stracili możliwość świadomego podejmowania decyzji odnośnie do ich dalszego leczenia albo jego zaniechania, w szczególności, jeśli zostawili oni wcześniej spisane oświadczenia, jakiego leczenia wobec nich nie stosować. Według istniejącego prawa, aby leczyć takiego pacjenta, lekarz ma obowiązek każdorazowo (na każdą procedurę medyczną) uzyskiwać zgodę sądu (i znowu jest prawdą, że rodzina nie ma nic do powiedzenia, choć w praktyce z reguły wygląda to zupełnie inaczej, w Polsce bowiem lekarze występują o zgodę do sądu na leczenie dorosłych pacjentów wyłączenie w przypadku, gdy są oni świadkami Jehowy i tylko w odniesieniu do transfuzji krwi). Brak natomiast przepisów mówiących wprost, kto decyduje o zaprzestaniu leczenia takiego pacjenta. Istnieje co prawda orzeczenie Sądu Najwyższego nakazujące stosować wcześniejsze oświadczenia pacjenta o niestosowaniu danego rodzaju leczenia (kazus dotyczył świadka Jehowy), jeśli są wyraźne i brak wskazań, że zostały odwołane. Nie ma jednak jednoznacznego wskazania prawnego, że pacjent może żądać odstąpienia od każdego rodzaju leczenia, nawet jeśli grozi mu to śmiercią, ani tym bardziej przepisów odnoszących się do decydowaniu o zaniechaniu uporczywej terapii wobec pacjentów, którzy w ogóle żadnej woli nie wyrazili. Oczywiście, uprawnienie lekarza do podjęcia takiej decyzji – o zaprzestaniu leczenia, które nie służy dobru umierającego pacjenta – można wyinterpretować z innych przepisów, ale jak już wcześniej wspomniałam, ich niejasność i podatność na odmienne interpretacje nie daje gwarancji poszanowania praw pacjenta, ani nie stanowi dla lekarzy jasnej instrukcji, w jaki sposób powinni postąpić, by ich działania nie uznano za sprzeczne z prawem. W tym zakresie projekt te niejasności klasyfikuje i wypełnia luki.

Kolejnym fragmentem artykułu redaktora Kucharczyka, który mija się z prawdą, jest stwierdzenie: „Jak piszą autorzy, taka decyzja (o przerwaniu uporczywej terapii, M.Sz.) byłaby podejmowana, gdy pacjent jest śmiertelnie chory i nie ma już szans na jego uratowanie. O tym decydować ma konsylium lekarzy. Na zaprzestanie uporczywej terapii musiałby się zgodzić pacjent (lub jego pełnomocnik). Jeśli nie wyraziłby takiej zgody, uporczywa terapia byłaby nadal stosowana, nawet gdyby lekarze mieli inne zdanie."

Projekt głosi: „W przypadku wystąpienia u pacjenta stanu terminalnego lekarz, po zasięgnięciu w miarę możliwości opinii drugiego lekarza lub zespołu leczącego pacjenta, orzeka o rozpoznaniu stanu terminalnego i informuje o tym pacjenta", jeśli jest nieświadomy – jego przedstawicieli. Zdiagnozowanie stanu terminalnego oznacza, że każde dalsze leczenie tzw. „ratujące życie", stanowić będzie przejaw uporczywej terapii i nie będzie służyć dobru pacjenta, który powinien z punktu widzenia medycyny zostać oddany pod opiekę paliatywną celem zapewnienia mu najgodniejszego procesu umierania. Pacjent nie może zmusić lekarza do stosowania terapii, która według niego jest błędna. Tym bardziej nie może zmusić lekarza do stosowania wobec niego uporczywej terapii. Pacjent ma natomiast prawo do odwołania się od orzeczenia lekarskiego – przyznane mu jednoznacznie w orzeczeniach Trybunału Praw Człowieka, przez który Polska została już dwukrotnie ukarana m.in. właśnie za brak takich skutecznych procedur odwoławczych. Celem tego odwołania nie jest oczywiście zmuszenie lekarza do podjęcia działań, których życzyłby sobie pacjent, ale weryfikacja, czy jego diagnoza stanu terminalnego była prawidłowa. Stąd projekt przewiduje możliwość takiego odwołania – w bardzo krótkich terminach, by środek był skuteczny wobec umierających pacjentów – do konsylium odwoławczego. Jeśli konsylium uchyli orzeczenie pierwszego lekarza, to pacjent będzie dalej leczony, jednak wtedy nie możemy mówić o wdrożeniu czy kontynuowaniu wobec niego uporczywej terapii, ale o nieprawidłowej pierwotnej ocenie, że jest on w stanie terminalnym i że dalsze leczenie miałoby charakter uporczywej terapii.

Na zakończenie pragnę wyrazić żal, że redaktor Kucharczyk pominął w ostatecznej wersji swojego artykułu nazwisko mec. Andrzeja Kurkiewicza, gdyż wywiadu udzielaliśmy wspólnie. Wbrew mojej prośbie – oraz tekstowi autoryzowanemu – podpisał mnie wskazując moje stanowisko służbowe, co błędnie sprawia wrażenie – widoczne choćby wśród rozmówców forum internetowego pod tym tekstem – że chodzi o jakiś „układ między prokuraturą a lekarzami". Nic bardziej błędnego. Projekt wszyscy pisaliśmy jako osoby prywatne, nie stanowi on wyrazu oficjalnego stanowiska żadnej instytucji, ale nasze prywatne poglądy i wizję potrzeby zmian w prawie, także dla dobra nas samych jako w przyszłości potencjalnych pacjentów w stanie terminalnym. Oczywiście korzystaliśmy z naszej wiedzy i doświadczeń zawodowych i tylko z tego punktu widzenia istotne jest, że wykonuję zawód prokuratora, jednak równie istotne – a może nawet bardziej – jest to, że od lat specjalizuję się w prawie medycznym i zagadnieniu poszanowania godności osób umierających, czego dowodem jest mój doktorat, stanowiący w Polsce pierwszą monografię naukową na ten temat.

Dr Małgorzata Szeroczyńska

Przekaż Datek